Wielokrotnie
podejmowana była tematyka nieważnego zawarcia związku małżeńskiego.
Tymczasem warto ukazać też drugą stronę na konkretnym przykładzie
zapodanym w temacie (borelioza/neuroborelioza) – ważnie zawartego
małżeństwa.
Sam kontekst
dotychczas był pomijany, a to z uwagi na dwie kwestie: pierwsza – brak
obowiązku dowodzenia ważności małżeństwa, druga – liczba spraw, w
których jednak Strona/Strony dążą do wykazania nieważności związku.
Jeszcze, wracając pokrótce do pierwszej kwestii, to nawet jeśli nie ma
obowiązku dowiedzenia ważności małżeństwa przy przebiegającym procesie o
stwierdzenie jego nieważności, a zostaje zlecone zadanie w postaci
optowania za ważnością (gdy jest to oczywiście uzasadnione), to stoję na
stanowisku, aby sprawy nie pozostawiać jednak samej sobie, swojemu
biegowi, i przyjąć stanowisko Obrońcy węzła, przytaczając racjonalne
argumenty contra nieważności zawiązanego węzła małżeńskiego.
Wracając do głównego
tematu. Podjęcie jego jest o tyle uzasadnione i uprawnione, gdyż biorąc
pod uwagę skutki choroby, to nie jest ona aż tak oddalona od kościelnego
procesu małżeńskiego, o czym za moment. Można rozpatrywać ją (tj.
rzeczoną chorobę) w świetle znanego nam już tytułu w postaci niezdolności natury psychicznej
(kan. 1095 KPK). Warto więc od razu dodać, iż chociaż podstawowym
kierunkiem naszej obecnej analizy jest tym razem ważność małżeństwa, to
nie można całkowicie odchodzić od pozbawienia sensu i możliwości
rozpatrywania jego nieważności na gruncie tej formy niezdolności.
Już podstawowa
informacja o źródle choroby skłania nas do pewnej refleksji. A
mianowicie, jak wiadomo choroba może być przenoszona przez zainfekowane
kleszcze, stąd nie każde w wiadomy sposób zetknięcie się z nimi musi
powodować chorobę, co więcej, czasami może mieć miejsce sytuacja
zainfekowania a jednak braku choroby (!).. W tym miejscu nawiązałabym do
rzadko spotykanej sytuacji, kiedy to jedna ze Stron niemalże na siłę
próbuje uzasadnić nieważność zawartego przez siebie związku, albo
zupełnie nieracjonalnymi argumentami (dla kościelnego prawa
małżeńskiego), albo – owszem – racjami rozumnymi, jednak pozostającymi
bez pokrycia z rzeczywistością. Pierwszym przykładem może być sytuacja,
kiedy, przy znajomości chociażby tej choroby i jej konsekwencji, próbuje
się ukazać nieważność małżeństwa, a to z uwagi „po prostu” na kontakt z
ew. nosicielem bakterii, który musiał być
źródłem dla choroby. Tymczasem, jak zostało to już zapodane, nie każdy
kontakt z kleszczem nieuchronnie pociąga za sobą chorobę. Drugi przykład
może stanowić przytoczenie faktu, iż co prawda doszło do zainfekowania
organizmu, ale przecież choroba wcale nie musi się rozwijać, wcale nie
musi następować przejście do kolejnych faz, a nawet, jeśli takowe coś ma
miejsce, to – znowu – wcale nie musi to nastąpić w krótkim przedziale
czasowym, ale może trwać latami, i akurat może przypaść na czas długo
następujący po wstąpieniu w związek małżeński. Jeszcze raz warto
podkreślić użyte słowo - „może” - co oznacza, iż każdą sprawę należy
dokładnie zbadać, aby też spokojnie, ale merytorycznie odeprzeć
przytaczane przez Stronę argumenty.
Gdy choroba zajmuje
układ nerwowy, może dojść do powstania tzw. neuroboreliozy, ta może
powodować zapalenie mózgu, a to ostatnie może być przyczyną pod
zaburzenia afektywne. W ramach niej przytacza się także i takie skutki
obejmujące sferę psychiczną, jak chociażby depresja, zaburzenia
osobowości. W końcu nieobcym jest też zjawisko tzw. koinfekcji, które
też może mieć swoje reperkusje na podłożu psychicznym. Jeszcze raz warto
powtórzyć: to, iż w danym, konkretnym przypadku taki objaw powoduje,
tj. pociąga za sobą nieważność zawartego związku (np. wspomniana
chociażby depresja), to naprawdę wcale nie musi oznaczać to tego samego w
przypadku pozostałych małżeństw. Przecież, gdyby tak było faktycznie,
to wystarczyłaby prosta diagnoza danego zaburzenia, co więcej, raczej
zbytecznym byłyby inne fazy w procesie, jak zeznania Stron,
przesłuchania Świadków itp. A jednak tak nie jest. Dlaczego? Gdyż nie
orzeka się nieważności na podstawie, a używając języka kanonistycznego,
nie stwierdza się nieważności z tytułu danego zaburzenia, a/co z tytułu niezdolności, która ma swoje wymogi.
Zostały przytoczone
zaledwie dwa przykłady. Wniosek wg mnie jest jeden: tak samo, jak
istnieje obowiązek dowiedzenia nieważności małżeństwa, tak istnieje
podobny obowiązek przekonania Strony, próbującej – można użyć tu takiego
sformułowania – wmówienia swoich racji za nieważnością, iż pozostaje
Ona jednak w błędzie. Powtórzmy raz jeszcze, gdy Strona/Strony starają
się o rozpatrzenie Swojej/Ich sprawy przez Kościelny Trybunał, to muszą
podporządkować się racjom, na podstawie których On działa. Gdy nie ma
takiego podporządkowania się, to znaczy, iż Stronie czy Stronom chyba
jednak nie chodzi o stwierdzenie nieważności, co o jego unieważnienie, a
to zupełnie inna instytucja prawna.
Powyższy wniosek jest
też o tyle istotny, gdyż nawet w łonie medycyny czas trwania rzeczonej
tu choroby działa na niekorzyść trafnej jej diagnozy, co więcej, z uwagi
na pewne objawy zostaje mylnie postawiona diagnoza inna. Gdyby zatem
zaistniała sytuacja, gdy to na podstawie konkretnej choroby orzeka się
nieważność, to – jak widać – mogłoby dojść do błędu. Wychodzę stąd z
założenia, iż tak jak domniemywa się ważność zawartego małżeństwa, tak
podobnie powinna powstać instytucja obejmująca już czas po wydaniu
wyroku o ważności jego zaferowania.
Na ten temat m. in. w:
A. Godek, Borelioza i inne choroby przenoszone przez kleszcze, Warszawa 2016;
Borelioza i współinfekcje. FAQ (Frequently Asked Questions) czyli Najczęściej Zadawane Pytania, pr. zb. pod red. A. Klimaszewskiego, Bielsko-Biała 2009.
Komentarze
Prześlij komentarz